poniedziałek, 30 września 2013

Samotni w... górach

Zawsze podziwiałam samotników. I mam tu na myśli takich którzy z powołania są samotni, albo tacy, których taki los spotkał. Smak samotności niekoniecznie musi być gorzki, jak pokazała mi to moja ostatnia górska wędrówka, na którą wybrałam się we własnym towarzystwie. Nie wiem czy czegoś mnie nauczyła, ciężko mi to ocenić po jednym wyjściu w góry. Wiem tylko że nie jest to takie straszne jak mogłoby się wydawać :)



Na celownik poszła góra Rigi - królowa tutejszych gór, wznoszącą się 1800 m n.p.m., którą widzę z okna kiedy jezioro nie jest zasnute mgłą. Ten dzień był idealny na takie wyprawy. Choć poranna mgła dość długo wisiała nisko nad ziemią wcale mnie nie zniechęciła. Czułam że dzień ten będzie piękny.


Już z początku czułam się jak w niebie - i to dosłownie :) Część trasy przeszłam w dość mrożącej krew w żyłach atmosferze. Mokry las, para mgły, cisza i tylko ja. Dopiero później pokazali się ludzie i... słońce! Samowyzwalacz stał się moim kompanem, co wcale nie wyszło mi na złe.



Może nie jestem wykwintnym górołazem, ale z osiągnięć z tego roku jestem dumna. Treking w Norwegii, kilka wypadów w Polskie góry, no i teraz Szwajcaria. Wyznaczoną na 3:40 h trasę przeszłam szybciej, nawet z przerwami w uroczych miejscach.



Kiedy doszłam na szczyt moja samotność dobiegła końca. Zewsząd wlewały się tłumy turystów, którzy skorzystali z kolejki zębatej. Dlatego dość szybko obeszłam wieżę telewizyjną na szczycie, przeanalizowałam panoramę (widoki przejrzyste - cała poranna mgła uciekła!) i rozglądałam się za spokojnym miejscem na zjedzenie paczki chipsów, które były nagrodą za wytrwałość. Znalazłam! Leżaki na słońcu, z cudownym widokiem - tam spędziłam ponad 2 h (taaaak - jak zwykle mi się usnęło!)




Gdy się obudziłam widok znowu się zmienił. Szczyty nadal były wyraźne, ale przykrywała je delikatna mgiełka. Nie mogłam się napatrzeć, a czas gonił... Tak więc ostatnie sweet - focie i w drogę!


Muszę przyznać że droga powrotna dostarczyła mi jeszcze więcej adrenaliny. Na zacienionym już całkowicie szlaku nie spotkałam nikogo ( no dobra, na samym początku minęłam dwóch bardzo zasapanych turystó, którzy ledwo co odpowiedzieli mi te śmieszne GRUŁYCJI czy coś w tym stylu - dopiero później zrozumiałam dlaczego tak wyglądają). Dodatkowo czułam się jak alpejska koza albo inne zwierze skacząc po dość ostrym zboczu. Chodzenie po górach jeszcze nigdy nie było tak ekscytujące :P



Gdy już byłam na dole z dumą odwracałam się w stronę Rigi. Nawet jak wróciłam do mieszkania jadłam obiad na balkonie patrząc w jej stronę z dumą. I kto teraz jest królową gór?!

________________________________________________________

Dziękuję wszystkim którzy zagłosowali na mnie w konkursie portalu POLSKA BIEGA, a w szczególności niezastąpionemu Mateuszowi  :)
Nie chciałam nic Wam mówić, ale odkąd jestem w tym kraju sportów wszelakich zaczęłam na poważnie swoją przygodę z bieganiem, gdzie mam do tego cudowne warunki, a teraz jeszcze profesjonalne buty!
WIELKIE DZIĘKI!


czwartek, 26 września 2013

Wekeendowo

Za oknem.... słońce! O tak! Ostatni tydzień był jakby wyjęty z lipcowego kalendarza! Długie spacery z małym Robertem, huśtawki w parku, popołudnia nad jeziorem i długie wieczorna spacery w krótkim rękawku... 




Tak więc ostatnie dni spędzam bardzo aktywnie, dlatego też tak długo nic się tu nie pojawiało. W końcu opisać to wszystko mogę, jak już za oknem nie będzie tak ciepło i skończą mi się pomysły na spędzanie mojego wolnego czasu. Zdjęcie wyżej zrobiłam objeżdżając po pracy Zugersee. W tle widzimy Rigi Kulm - królową tutejszych gór, którą już zdobyłam! Ale o tym opowiem Wam następnym razem.

Weekend, mimo że w pracy upłynął mi jak na wakacjach. W sobotę po porannych obowiązkach wsiadłam na rower z zamiarem przejażdżki do Luzerny z Dorotą. Nasze zdolności komunikacyjne jednak spowodowały, że na cel dotarłyśmy oddzielnie, jak się później okazało jadąc prawie obok siebie. Nie mniej trasa była bardzo przyjemna. Nad brzeg jeziora Czterech Kantonów zewsząd wypełźli ludzie, chcący ogrzać się w słonku. My miałyśmy podobny pomysł, ba - nawet w planach miałyśmy grilla! Niestety plany pokrzyżował nam Mr. Coop w którym jednorazowych grillów już nie było. Może i dobrze bo dziewczyny mogły wykazać się spontanicznością i pomysłowością i zorganizowały jeden z najlepszych pikników na których kiedykolwiek byłam. Bułeczki, sery, wędlinki, owoce i słodycze :) Cóż za rozpusta w tak drogim kraju :P



Piękna pogoda wieczorem nie pozwoliła mi siedzieć w domu, mimo 50 km na blacie :) Spacer i podziwianie zachodzącego słońca nad jeziorem to coś, co sprawia mi niezwykłą przyjemność. 
Niedziela przywitała nas gęstą mgłą. Z okna nie widziałam kompletnie nic - jestem w niebie? Na szczęście pogoda dopisała także tego dnia, kiedy to planowany był "wyjazd służbowy" :) Pakowanie, przygotowywanie, ubieranie małego i już po chwili jazda w góry. Zawsze jadąc gdzieś z moją rodzinką nie do końca znam cel, albo mi nie powiedzą, albo nie do końca ich rozumiem i tylko domyślam się gdzie się udajemy. Tym razem wiedziałam że mam się przygotować na górski treking. 

Tak więc słoneczne popołudnie spędziłam moją host - rodzinką i Robertem w nosidełku wdrapując się pod górę... No ok, nie wdrapywaliśmy się aż tak długo, bo znaczną część trasy pokonaliśmy dość śmieszną kolejką górską. Na miejscu rozbiliśmy się nad jeziorem, rozpaliliśmy ognisko i smażyliśmy smakołyki na obiad. Wszystko smakuje lepiej jak jest się w takim miejscu.


środa, 18 września 2013

Na górskim szlaku

Był już rower, było zwiedzanie, były kąpiele słoneczne i te w jeziorach... Same przyjemności, więc przyszedł czas najwyższy aby się trochę pomęczyć (i nie mam na myśli pracy - gdyż w moim przypadku nie jest ona zbytnio wymagająca). Tak więc co dla Was dziś przygotowałam?



Górska wędrówka i szalony weekend z dziewczynami. Wyjście na Stanserhorn miałyśmy zaplanowane jeszcze przed moim przyjazdem do Szwajcarii. Korzystając zatem z okazji do wolnego weekendu postanowiłyśmy realizować nasze zamierzenia... Choć nie bez przeszkód. Pogoda cały tydzień była w kratkę, prognozy zwariowane, a taka okazja tylko jedna. Głos decydujący spadł na Dorotę, która postanowiła że ruszamy w drogę. I bardzo dobrze! 


Tak więc pobudka dość wcześnie, bagaż na plecy i w drogę! Do miejscowości Stans dostałyśmy się pociągiem, skąd rozpoczyna się szlak. Wszystko to wiem, dzięki doświadczonej na tej trasie Kindze, która po raz kolejny wdrapywała się z nami na szczyt. Według znaków czekało nas 4:15 minut wędrówki pod górę. Minęłyśmy pierwszą stację kolejki górskiej z dumą, że zdobędziemy Stanserhorn same (no jakoś trzeba sobie tłumaczyć brak takiej gotówki). Wpierw lasem, później polaną pokonywałyśmy kilometr za kilometrem. W końcu 1400 m przewyższenia nie pokona się tak bez widoków. Im wyżej byłyśmy tym pogoda bardziej nam kibicowała i wiatr rozganiał chmury. Spotkałyśmy też kilka alpejskich osobistości jak krowę milkę (one wcale nie są fioletowe - ba! wbrew pozorom mogą wzbudzać strach!), owce akrobatki, a nawet kozicę górską! (szkoda tylko że wisiała na stryczku i była oprawiana przez jakiegoś gajowego)



Kiedy już pokonałyśmy najbardziej hardcorowy zygzak na trasie, zaczęły się widoki. Słońce wyszło za chmury i grzało mocno oświetlając wszystkie okoliczne grzbiety gór. Szlak na szczyt prowadził piękną granią, po której prawej stronie rozciągał się widok na wyższe Alpy, a po lewej rzut na dolinę z naszymi mieścinami i błękitem jeziora. 




No i cel osiągnięty. Żadna z naszej czwórki nie żałowała że poświęciła tyle czasu i energii, a także zwalczyła wszelakie osobiste przeszkody aby tu dotrzeć. Widoki ze zdjęć w połowie nie oddają piękna tamtych okolic. Nadal nie udało nam się rozszyfrować zagadki o trawie, która pokrywa niższe szczyty - czy jest sztuczna czy po prostu ktoś ją równiutko przycina w jednym czasie?




Kiedy już "nachapałyśmy się" wszystkimi tymi widokami i adrenalinka nieco zeszła przyszedł czas najpierw na wygłupy, potem na zasłużoną nagrodę, a następnie... w sumie to nie pamiętam :)





I tak oto zleciało nam pół fantastycznego dnia. Rześkie i gotowe mogłyśmy znowu ruszyć cztery litery, tym razem w dół. Wszystko co dobre się kończy, ale może i dobrze, bo nie wiem jak reszta ale mi to wystarczyło. Szybko kupiłyśmy bilety na powrót i niebawem byłyśmy znów w Lucernie. Z racji że dzień był pełen atrakcji, zasłużyłyśmy na pyszny obiad, który wręcz czekał na nas w domu. Komuna rulez!
Niedziela była już pochmurna i deszczowa, także leniuchowałyśmy w swoim zacnym gronie. Wieczorem wybrałyśmy się do kościoła i w roli chórzystek śpiewająco przeszłyśmy przez niedzielny wieczór. Chyba się opłacało, bo tuż po wyjściu czekał na nas niezapomniany jak dla mnie widok.


To był na prawdę fajny weekend. Chcę takich więcej!

piątek, 13 września 2013

Dolores.

Wyjazd za granicę, gdzie nie spotykam na każdym kroku Polaków - tego jeszcze nie było. No ale w sumie o to mniej więce mi chodziło, żeby jak najwięcej ćwiczyć język. No, może dla udoskonalenia niemieckiego Szwajcaria nie jest idealnym miejscem, ze względu na komiczny jak dla mnie dialekt, ale zawsze można próbować się dogadać. Na szczęście tak całkiem samotna nie jestem :)





Już powtarzałam to wiele razy, ale zrobię to po raz kolejny: mam wielkie szczęście! Nie dość że spełniam swoje marzenie o podróży do Szwajcarii, natrafiłam na naprawdę fantastyczną rodzinę u której mam wszystko co mi potrzeba, opiekuje się najweselszym chłopcem na jakiego kiedykolwiek trafiłam, mieszkam w cudownym miejscu, w którym budząc się każdego dnia odkrywam coraz nowsze oblicze jeziora i Alp, to jeszcze mam stosunkowo niedaleko ode mnie (25 km) kompana do rozmów po polsku. I to jakiego!

Na zdjęciu wyżej widzimy Dorisa i mnie podczas pierwszego spotkania na "obcej ziemi". Odległość pomiędzy naszymi miejscowościami jest o tyle optymalna, że spokojnie da się ją pokonać na rowerze kiedy pogoda dopisze. Nam wówczas dopisała i nie omieszkałyśmy tego wykorzystać kąpiąc się w jeziorze i podziwiając atrakcje mojego małego miasteczka, które jak sama Dorota przyznała - są skromne choć niezastąpione! ;)

Parę dni później przyszła kolej na rewanż i moją wizytę w... Lucernie. Mimo przeciwności losu, jakoś dałam rady dojechać tam rowerem. Trasa, choć nie należała do żadnych krajowych dróg rowerowych była bardzo urokliwa. Toteż jazda w tą stronę zajęła mi nieco więcej czasu.




Dopiero wjeżdżając do Lucerny zauważyłam, jak małe jest moje miasteczko. Zewsząd ogarnął mnie szum samochodów, tłum ludzi i rowerzystów. Fakt była to sobota, więc jest to pewnie zasługa turystów, nie mniej stwierdzam że moja miejscowość to wioska.

Mknąc na moim śmigaczu pomiędzy samochodami szukałam willi mojej koleżanki Doroty. Pomimo ogromnych rozmiarów jej lokum jakoś nie udało mi się go zauważyć, co wymagało interwencji i odebrania mnie z miejsca w którym się nieco zagubiłam. Jak zwykle miło ugoszczona przez Dorotę i jej współlokatorki -współtowarzyszki odsapnęłam po podróży. 

Potem przyszedł czas na zwiedzanie. Dorota jako prawdziwy Stadtführer pokazała mi wszystkie najpiękniejsze zakamarki tego miasta. Słynnego lwa wykutego w skale, mury miasta z wieżyczkami z których rozciągają się bajeczne widoki, stare miasto i słynne drewniane mosty. Efekty tej wycieczki można podziwiać na zdjęciach.






W drodze powrotnej pomogła mi nieco pogoda, nabrałam takiego tępa w obawie przed deszczem, że w nieco ponad godzinę byłam już "na swojej wiosce". 

Szkoda że lato się już powoli kończy...



sobota, 7 września 2013

Rower w Szwajcarii / Das Fahrrad, sorry - das VELO in der Schweiz

Dziś chciałabym się z wami podzielić jednym z bardzo miłych rzeczy, które mnie w Szwajcarii spotkały. Mianowicie mam na myśli rower, który otrzymałam na swój własny użytek ;) Pozwala mi to nie tylko zaoszczędzić na biletach, które swoją drogą są piekielnie drogie, ale przede wszystkim daje wiele radości! Chyba nie umiałabym patrzeć na tych wszystkich ludzi pomykających na rowerkach, rolkach, hulajnogach i innych mobilkach, gdybym sama nie miała takiej możliwości. A dlaczego? O tym właśnie niżej. 

Also, heute kurz über meine angenehme Möglichkeit einen Fahrrad in der Schweiz zu haben. Auf diese Weise darf ich nicht nur mein Geld sparren wenn ich nicht Zuge und Busen benutze, aber vor allem: Das macht mir viel viel Spaß! Ohne Fahrrad wäre ich sehr traurig sein weil hier alle: junge und alte, Männer und Frauen, Kinder und Erwachsene Rad fahren.  

Mój pojazd - może nie pierwszej klasy, ale jeździć się da. 6 przerzutek śmiga dość gładko, choć na tle innych rowerzystów w kraju dobrobytu mogłabym nabawić się kompleksów - ale to nie w moim stylu. Kolor bardzo stylowy, kobiecy - różowo, fioletowo, biały (jakoś trzeba sobie to wytłumaczyć :]) Dynamo działa, choć tylnia lampka czasem niedomaga, za to "latarnia" z przodu rozświetla wszystko. Grunt że jest!

Mein Fahrzeug - vielleicht ist das nicht erste Klasse, aber man kann fahren. Wahrscheinlich sehe ich ein bisschen schlimmer aus, als alle andere hier aber wer macht Sorge?! Stilvolle Farbe, helle Licht nach vorne, 6 Gangschaltungen... Was brauche ich mehr? 



Na pierwszy rzut zorganizowałam sobie dość krótką trasę w parogodzinnej przerwie w pracy. Swoją wycieczkę zaplanowałam dzięki bardzo pomocnej stronie http://www.veloland.ch/de/veloland.html
którą polecił mi wprawiony w szwajcarskie boje rowerzysta :)

Für den ersten Mal habe ich ganz kurze Runde in der Pause gemacht. Ich kann ehrlich zu Organisation die  Webseite http://www.veloland.ch/de/veloland.html empfehlen. Ich hab das auch von einer Person bekommt, die schon ganz viel in der Schweiz Rad gefahren ist.

Tak więc wrzuciłam coś na ząb, a następnie udałam się oznakowanym szlakiem w nieznane. Już w pierwszych minutach do bramki zalet podróżowania rowerem w Szwajcarii wpadł pierwszy gol. Ścieżki (nawet te nie oznakowane numerami i przyuliczne) równe, w większości asfaltowe lub szutrowe, pięknie oznakowany i równe - w takich warunkach nawet na ruchliwej ulicy można czuć się bezpiecznie. Czasem tylko wydawało mi się, że szerokość dróg rowerowych powinna odpowiadać szerokości autostrady, aby pomieścić wszystkich pedałujących.

Ich hab etwas gegessen um Kraft zu bekommen und später hab ich neue unbekannte Plätze entdeckt. Und hier erste Überraschung. Alle Fahrradwege sind flach, haben gute Kennzeichnung, und die wichtigste - sie führen über schöne Orte mit noch schönsten Landschaften. Nur eine Nachteile - sie können ein bisschen weiter sein um mehr Fahrräder zu enthalten.

Wynik zmienił się bardzo szybko na 2:0 gdy zobaczyłam "cud informacji". Przystanęłam i długo nie umiałam oderwać wzroku. Oznaczenia tras (przynajmniej te w miastach i miasteczkach) są mega! Jasno na tacy podane mamy najważniejsze kierunki, odległości i numery tras.

Ach die Schildern sind einfach toll. Ich hab lange Zeit vor dem Schild gestanden und konnte ich nicht glauben wie viele Möglichkeiten kann ich wählen. Alles sehr klar geschrieben - etwas für mich!


To wszytko złożyło się na bardzo dobry początek mojej wyprawy, a w zasadzie "wyprawki". Szybko poruszałam się od tabliczki do tabliczki ciągle mając przed sobą nowe, piękne widoki. Choć czasem miałam wrażenie, że trasa mogłaby prowadzić skrótem, i że nadrabiam nieco kilometrów trzymając się jej kurczowo, widoki rekompensowały mi wszystko. Pech chciał, że nie wzięłam z domu wody, lecz w chwili kiedy o tym pomyślałam na horyzoncie pojawiło się poidełko. Zaczynam wierzyć w "mówisz/myślisz - masz!"

Das alles hat Reise sofort gelungene gemacht! Ich bin ganz schnell zwischen Tafeln bewegt und habe schöne Landschaften bewundert. Plötzlich habe ich beobachtet, dass ich kein Wassen mitgenommen habe. Zum Gluck war das nicht so großes Problem, weil in der Schweiz man einfach Hahn auf Fahrradwege  treffen kann. 


Uzupełniłam niedobór wody i dalej w drogę. Trasa prowadziła wpierw przez miasto, w którym ominęłam ścisłe centrum unikając w ten sposób niepotrzebnego ścisku, przedmieścia pełne ośrodków sportowych, boisk, kortów tenisowych, łąki, pola, aż w końcu wprowadziła mnie w las (na szczęście tylko w rozumieniu dosłownym). Od tej pory wycieczka zmieniła charakter. Ścieżka ciągnęła się wzdłuż czyściutkiej rzeki, w której niestety z braku czasu nie mogłam zażyć kąpieli - a szkoda. No i w tym momencie własnie padło decydujące 3:0. Miejsca do odpoczynku przy trasach są lepiej wyposażone niż niejeden polski camping. Na podróżnych czekają ławy, miejsce na ogniska, z zawsze zaopatrzonym w pocięte drewno zbiornikiem obok a zdarza się także że nawet cały grill. Do tego darmowe toalety - czyste! 

Wasser trinken und auf geht´s! Mit Nationale Weg Nummer 9 bin ich Stadtzentrum vorbeigefahren. Dann neben der Sportplätze, Tennisplätze, Spilplätze, usw... Ja, hier in der Schweiz gibt es viele Möglichkeiten um Freizeit toll zu verbringen. Später Weg hat neben dem sauberen Fluss geführt. Leider hatte ich kein Zeit um mich zu baden. Aber ich habe nächste interessante Sache beobachtet. Rastplätze! Sie sind echt genial!


Warto było się lekko pomęczyć i wyjechać pod górę, aby zobaczyć jaką tajemnice kryje w sobie ten las. Po drodze minęłam wejście do Höllgrotten, czyli jaskiń. Niestety nieco mnie ścisło widząc cennik i kwotę 10 CHF, po za tym gonił mnie czas, dlatego odmówiłam sobie tej przyjemności, choć teraz nieco żałuję, bo zainteresowałam się tematem, oglądnęłam parę zdjęć w Internecie i... chyba tam wrócę :) 

Ich habe gute Wahl getroffen, wenn ich entscheidet habe, dass ich weiter im Wald den Berg herauf fahren werde. Unterwegs habe ich Höllgrotte gesehen - leider nur drausen, aber wenn ich mehr Zeit haben werde, werde ich das sicher besuchen. Ich habe viele interessante Sache über diese Höllgroten später gelesen, dass ich dort zurück kommen muss.



Brak jaskiń na liście "zaliczone" zrekompensował mi jednak widok starych akweduktów, wykorzystanych teraz do przeprowadzenia linii kolejowych - ciekawy widok w środku dzikiego lasu.

Stat Groten habe ich andere Attraktion gefunden. Alte Aquädukte in der Mitte von dem Wald - dass habe ich nicht gesehen.  



W tym momencie niestety spojrzałam na zegarek, i nie mogłam pozwolić sobie kontynuować wyprawy. Aby się niestracić wybrałam tą samą trasę, jak się później okazało, nadrabiając dobre 7 km. To wszystko dało mi łączy wynik niewiele ponad 30 km. 

Chociaż nie dokończyłam swojej wycieczki nie żałuję, bo w domu czekała na mnie kolejna atrakcja zaplanowana przez host-rodzinkę. Mimo późnej pory spakowaliśmy się na nocny piknik w górach. W miarę możliwości podjechaliśmy samochodem, resztę dzielnie pokonaliśmy na nogach, dobierając na wysokość 1590 m n.p.m. ok 22:00 Mimo późnej pory wcale nie byłam zmęczona, a noc była ciepła i gwieździsta więc jak dla mnie sama przyjemność. Oby więcej takich niespodzianek!


Zusammenfasend habe ich ca. 30 km. gemacht - es ist nicht so viel aber immer etwas. Am Anfang ist das genug. Später habe ich super meine Zeit mit Host-Familie verbringt. Wir sind in der Nacht ins Gebirge gefahren um Sterne zu schauen - geil! 

wtorek, 3 września 2013

Na pierwszy rzut oka / Beim ersten Anschein


No i przyszedł wyczekiwany poniedziałek 2 września. Od rana w podskokach (nie ze szczęścia, lecz z braku czasu oczywiście). Do pełni szczęścia to mi wiele brakowało. W mgnieniu oka przeleciał cały poranek i południe. Punto Rosso na podjeździe, kilka całusów i uścisków no i ruszamy do Krakowa.
Droga zamiast się ciągnąć przemknęła mi niewiarygodnie szybko. Udało się wszystko, dojechać szczęśliwie, oddać na pokład zbyt ciężki bagaż bez dodatkowych konsekwencji, spędzić miło czas przed wylotem...

Es kommt endlich der 2. September. Ab morgen habe ich mich sehr beeilt. Ich war nicht sehr zufrieden. Zeit ging unmöglich schnell. Mein Freund hat mir abgeholt und schon zusammen sind wir nach Krakau gefahren. Die Reise, die immer früher sehr lange gedauert hat, ist heute sehr schnell vorbei gegangen. Aber ich hab alles geschafft: bin ich glücklich Ziel erreihen, hab ich zu schwierig Koffer abgegeben und meine Zeit bevor Abflug sehr nett verbringen. 

I rozpoczyna się seria z cyklu "mój pierwszy raz" :)

Lot do Zurychu na pokładzie innego przewoźnika niż Wizz czy RyanAir nie zaskoczył mnie zbytnio. Plusem była możliwość wyboru miejsca na pokładzie, dzięki czemu miałam zachód słońca na tle Alp w zasięgu wzroku. Do tego popijałam sobie kawkę. Więc 1:45 zleciała jak z bicza strzelił ;) 

Und hat sich die Serie "Zum ersten Mal" angefangen.

Das Flug nach Zürich nicht so immer mit RyanAir oder Wizz hat mir nicht überrascht. Einen Vorteil war eine Möglichkeit einen Platz zu wählen, deswegen hatte ich  schönen Landschaft mit Alpen und Sonnenuntergang. Dazu Kaffee mit Milch und 1:45 Stunde ist schnell vorbei gegangen.


Na miejscu przeraził mnie ogrom lotniska. Autobus "My Switzerland" przywiózł mnie na terminal, gdzie poczułam w końcu, że jestem dość daleko od Polski. Czekając na swoją walizkę dostałam wiadomość o spóźnieniu rodzinki. Na szczęście nie czekałam długo do chwili gdy w drzwiach pojawiła się uśmiechnięta para no i nie mniej uśmiechnięty Robert na rękach taty. Odetchnęłam z ulgą choć serce i tak biło dość mocno. Droga do mojego nowego tymczasowego lokum minęła dość szybko, choć nie zabrakło niezręcznych chwil ciszy. Było już ciemno gdy wchodziłam do swojego pokoju, a chwile potem ze zmęczenia padłam na wielkie, dzięki Bogu wygodne łóżko.

An Ort hat mir ein bisschen der Größe von Flughafen erschreckt. Dazu hab ich eine SMS bekommt, dass meine Host-Familie verspät ist. Damals hab ich richtig beobachtet, dass ich allein ganz weit Weg von Hause bin. Zum Glück habe ich nicht so lange Zeit gewartet und in der Tür hat sich lachende Leute mit kleinem Mensch auf Händen erscheint. Weg nach neue Hause ging auch so wie alles sehr schnell, aber ehrlich gesagt, war nicht so einfach mit Familie immer ein Gespräch anfangen. Später bin ich sofort ins Bett gegangen - war genug.


Obudziłam się dość wcześnie ale sama chciałam się potrzymać w niepewności co kryje widok z okna, dlatego leżałam jeszcze długo nie rozsuwając zasłon. Dla takiego widoku warto było czekać!

Ich hab ganz früh gewacht, aber ich mochte noch ein bisschen warten zu mehr freuen über den Blick von Fenster... Das hat sich gelohnt! 


Lekkie śniadanie, kilka wskazówek host-mamy i ruszyłam na podbój nowego miasteczka. Długo włóczyłam się po parku, podziwiałam piękną panoramę, grzałam się w słonku... Nie omieszkałam także zażyć kąpieli w przeczystym jeziorze. Chyba będę robić to codziennie!

Frühstuck, ein paar Tippen von Host-Mutter und ich war fertig für Stadt-Entdeckung. 3 Stunden bin ich im Park geschleppt und schone Alpenpanorama bewundert. Zum Schluss hab ich in unglaublich sauber und klarer Wasser gebadet. Das werde ich jeden Tag machen!


Pozytywnie naładowana po 3 godzinnym spacerze wracałam wolnym krokiem do domu, gdzie popołudniu miałam zacząć swój pierwszy dzień pracy. I myślałam że nic już ciekawego mnie dziś nie spotka. Chociaż praca z tak roześmianym dzieckiem jakie mi się przytrafiło może być nawet ciekawa :) Wieczorem miałam przygotować siebie i małego na wyjście, wziąć strój kąpielowy i ręcznik i wsiąść do auta co z chęcią zrobiłam. Jak się później okazało, organizujemy "rodzinne" barbecue nad jeziorem Czterech Kantonów. W oddali chowające się bardzo powoli za górami słońce, jeszcze czystsza woda i pyszne jedzonko! Tego się nie spodziewałam.

Ich hab auf diese Weise meine Akku geladt. Am Nachmittag hab ich ersten mal um Robert gekümmert. Er ist immer (OK - fast immer) lachend. Wenn ich keine Überraschungen mehr erwartet habe, hat Familie mir am Abend an andere See gebracht, wo wir zusammen Barbecue gemacht haben und gebadet. 



Tak więc Szwajcaria pierwszym rzutem oka przypadłą mi do gustu i to bardzo. Mam nadzieję że poprzeczka pójdzie w górę a ja niczym się nie rozczaruję,

Ich bin sehr zufrieden, dass ich hier angekommen bin. Ich hoffe dass so bleibt.