środa, 30 października 2013

Po słonecznej stronie Szwajcarii

Już dawno mnie tu nie było, dlatego przyszłą pora na nadrabianie zaległości, których trochę się nazbierało - wiele się działo! Zacznę od opisania pięknego dnia, który spędziłam "po słonecznej stronie Szwajcarii"...




Jeszcze we wrześniu moja host rodzinka poinformowała mnie, że mogę wybrać sobie dowolne miejsce w Szwajcarii do którego chcę pojechać, a oni kupią bilet. Super! Od razu miałam ochotę zobaczyć Maternhorn i zwiedzić Zermatt, ale moje chęci zmalały kiedy sprawdziłam czas dojazdu (4 godziny) - zdecydowanie nieopłacalny interes jak na jeden dzień. Tak więc za radą host taty postanowiłam zwiedzić włoską część Szwajcarii, a w zasadzie jej namiastkę, bo nie wiele da się z działać w jeden dzień. Ale tak czy inaczej uważam że sprawnie mi to poszło :)

Pierwszy pociąg z mojej mieściny o 6:15. Wszędzie ciemno, oczy się jeszcze lepią... No ale tak sobie wymyśliłam. Po nieco ponad 2 godzinach znalazłam się w Bellinzonie - podobno pierwszej miejscowości położonej w południowej części Europy patrząc od północy. Wszystko w koło jeszcze spowite cieniem, dlatego szybko zrobiłam rundkę w około miasta i małe piknikowe zakupy na później.



Brakowało mi tu wody - jeziora, rzeki, dlatego dość szybko wróciłam na dworzec gdzie wsiadłam do pierwszego pociągu do Locarno. Był przepełniony, ale jakiś miły pan w średnim wieku zrobił trochę miejsca obok siebie no i się zaczęło: skąd jestem, jak po co kiedy gdzie... "AAA Polska! Tak tak byłem. Kraków - super schoeeeenn, Mazury - noch besser!" I tak szybko zleciało kolejne 30 minut.

W Locarno przywitało mnie słońce wychodzące powoli zza gór. Nie miałam pojęcia co gdzie i jak dlatego za tłumem udałam się - jak się okazało, w stronę centrum. Główny plac wypełniał się powoli ludźmi i wszelakimi stoiskami, bazarkami i muzyką. Miasto powoli się budziło - ale bardzo powoli, no bo to przecież prawie włochy, więc 10 godzina to jeszcze za wcześnie na rozkręcanie interesu.


No to pora na znalezienie Informacji turystycznej i zaplanowanie aktywnego dnia w pięknych okolicznościach przyrody. Tak więc "Entschuldigung, wo ist Turist Information?" .... cisza ..... "Sorry, where is Turist Office?"  .... cisza + wyraz twarzy wskazujący na WTF .... No tak, włoska część Szwajcarii.
No to byłam skazana na siebie niestety. Troszkę mi to zajęło, ale w końcu znalazłam, szybko zasięgnęłam informacji o możliwych aktywnościach w pobliskich górach. Znalezienie przystanku, autobusu, zakup biletu.
Wszystko poszło w miarę sprawnie i ok 12:00 byłam już na starcie mojej wędrówki. Mianowicie w Lavertezzo.




Plan był nieco inny, mianowicie chciałam znaleźć się u źródła rzeki żeby dojść do Lavertezzo z prądem rzeki, no ale stało się tak, że w tym samym czasie w którym planowałam to zrobić byłam zmuszona iść do źródła pod prąd. Ale nie wyszło mi to na złe :)

Trasa:  https://www.google.com/maps?saddr=Lavertezzo,+Szwajcaria&daddr=Paese&hl=pl&ll=46.286105,8.824253&spn=0.072244,0.169086&sll=46.324527,8.799191&sspn=0.072194,0.169086&geocode=FcvZwQId196GAClL2HkUc7GFRzHbgzgkUaJWMw%3BFT8_wwIdnhSGAA&mra=mift&mrsp=1&sz=13&t=m&z=13










Za każdym zakrętem krajobraz nabierał innych barw. Samotny spacer sprawił mi wiele przyjemności. Zdążyłam w sam raz na ostatni autobus do Locarno. PO drodze "rozmawiałam" z pewną Azjatką, która swoim niemieckim prawdopodobnie próbowała opowiedzieć mi o swoim urlopie ;)

W Locaro słońce świeciło jeszcze w miarę wysoko. Miasto było nie do poznania - tętniące życiem, pełne szumu, gwaru i hałaśliwych kierowców. Żeby uciec nieco od tego wybrałam spacerek brzegiem jeziora i kawę na ławce z widokiem na zachodzące słońce.



I tak oto bardzo szybko minął mi ten wspaniały dzień. I jak tu wierzyć że to koniec października, kiedy temperatury sięgają 25 stopni? Chyba się przeprowadzam! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz